I oto jesteśmy – KONIEC… podróży – o nie, to koniec rozdziału „Podróż, która zaprowadziła nas do najlepszej pamiątki wszechczasów – małej Luny”.
Stacey i Kurt pomyślnie złożyli wniosek o bezpłatny cykl IVF u naszej hiszpańskiej kliniki partnerskiej Szpital Uniwersytecki Quironsalud w Madrycie ostatni rok.
NOWY WSPANIAŁY POCZĄTEK Stacey i Kurta – Luna
55 minut do północy położna przygotowała plakietkę z imieniem, powiedziała, że będzie grać i napisała 1 lutego i Luna urodziła się kilka minut po północy 🙂 Radość, miłość, szczęście… cóż, nie ma tu miejsca na żadne inne uczucie… Chyba Lunie ciężko jest oddychać powietrzem wypełnionym tymi emocjami 😉
Ostatnim razem, gdy kontaktowaliśmy się z parą, byli tuż przed badaniem w 32. tygodniu ciąży i można by pomyśleć, że podróż do tego punktu zajęła mniej więcej 9 miesięcy/40 tygodni, a ci, którzy wiedzą nieco więcej na temat zapłodnienia in vitro, mogą pomyśleć, że to zajęło mi to dodatkowe kilka miesięcy, czyli może w sumie rok. Prawda jest taka, że spełnienie tego małego, cennego marzenia zajęło dwóm z nich w ciągu 3 lat.
Jak para dotarła do tego punktu?
Czas na retrospekcję FERTILITY JOURNEY.
Książkowo, a ściślej – „według wytycznych”, Stacey i Kurt zwrócili się o pomoc po 12 miesiącach bezskutecznych prób zajścia w ciążę. Badanie doprowadziło do rozpoznania PCOS. Stacey podejrzewała to, ponieważ występowały „typowe” objawy i wcześniej odwiedziła lekarza, aby to potwierdzić… ale nawet CZERWONE FLAGI były obecne… nie było ostatecznego potwierdzenia.
Stacey przez następne 6 miesięcy przyjmowała leki hormonalne, które miały pomóc jej w owulacji. Po tym okresie, gdy para nie była w ciąży, skierowano ją na zabieg zapłodnienia in vitro. Pierwsza i jedyna stymulacja doprowadziła do przeniesienia jednego zarodka i do ciąży nie doszło.
Zatrzymajmy się w tym miejscu, gdy osiągamy kolejny kamień milowy w „Podróży płodności” Stacey i Kurta
Opisaliśmy tutaj kroki, które para podjęła, aby osiągnąć ten punkt. Żadnych emocji, żadnych nadziei, żadnych uczuć, tylko kroki. Stacey i Kurt bardzo się wspierali, byli otwarci wobec rodziny i przyjaciół na temat tego, jak wyglądał ten proces. Punktem zwrotnym nie był negatywny wynik testu ciążowego po pierwszym zabiegu IVF, ale sposób, w jaki został on przekazany przez personel NHS (!)
To był moment, w którym Stacey powiedziała: „Nie zrobię tego ponownie”.
„Komunikacja to klucz” – słyszeliśmy to zbyt często… do tego stopnia, że zapomnieliśmy, że ważny jest nie tylko sam przekaz, ale także sposób, w jaki go zaprezentujesz – dostosuj przekaz, komu go przekazujesz i jaki może mieć na niego wpływ może mieć sposób, w jaki to robisz. To, co zrobił personel – z zewnątrz, szczerze mówiąc, nie było nic złego – po prostu przedstawiło sytuację, przedstawiło opcje i… rozłączyło się.
Jak to wyglądało z perspektywy Stacey…
Dlaczego prawie nie zdecydowałam się na kolejne zapłodnienie in vitro?
Czy można kogoś winić za to, że w tym momencie porzucił marzenie? Rozumiemy, że istnieją zasady i sztywne ścieżki leczenia w ramach NHS. Nie ma miejsca na leczenie dostosowane do indywidualnych potrzeb – jeden sposób dotyczy wszystkich. Prawdopodobnie nie moglibyśmy winić konkretnego lekarza, szpitala lub kliniki za przestrzeganie zasad ustalonych przez NHS, ale czy możemy oczekiwać większej wrażliwości w tak intymnych obszarach, jak płodność?
Leczenie za granicą – lęki, wyzwania i kilka kilogramów uroczego efektu
Na szczęście, mimo całego horroru po nieudanym leczeniu w kraju, rozwiązaniem była rada siostry Stacey, która sama została zwyciężczynią leczenia za granicą (żeby dodać, że udanego 🙂
Para zgłosiła się, została wybrana przez Quirona Saluda i kontynuowała leczenie w Madrycie.
Nastąpiła jeszcze jedna zmiana w sposobie leczenia pary, nie tylko w lokalizacji – trzymali to w tajemnicy. Garstka osób wiedziała, że poddaje się kolejnemu leczeniu… nie wspominając już o tym, że odbyło się ono za granicą. Ta decyzja miała wpływ na „system wsparcia” i mechanizmy radzenia sobie, ponieważ tylko Kurt był w stanie poradzić sobie z „kolejką górską” emocji.
Pierwsza uderzająca różnica – komunikacja. Marta, koordynatorka, przeprowadziła wszystkie czynności kontrolne, odpowiedziała na wszystkie pytania i pomogła rozwiać wszelkie wątpliwości. Otrzymywała wiadomości i starała się, aby czuli się zaopiekowani.
Badania, badania kontrolne – bardziej szczegółowe.
Bariera językowa – istnieje możliwość komunikacji niewerbalnej, jeśli oczywiście jest taka chęć. Stacey opisała moment pobrania komórek jajowych, kiedy była z hiszpańskojęzyczną pielęgniarką… uśmiechnęła się, potarła głowę i bez jednego angielskiego słowa uspokoiła się i była pewna, że jest w dobrych rękach.
Barierę językową zniwelowała życzliwość
Leczenie – lekarz przedstawił możliwości. Wiedząc, że ze względu na PCO Stacey może zareagować na leki stymulujące bardziej niż oczekiwano, poinformowała, że może nie dojść do nowego transferu, ponieważ w jej najlepszym interesie byłoby kontynuowanie transferu w cyklu naturalnym. Gotowych było 6 zarodków, a mimo to lekarz nie chciał ryzykować utraty ani jednego i zaproponował najlepszą opcję.
Opieka – może to wydawać się głupie, ale personel odebrał je z lotniska, podwiózł do hotelu, a później odebrał z hotelu i przetransportował do kliniki. Całkowicie zdjęto im tę część logistyczną.
Wyzwania – tak, było jedno – recepty pisane po hiszpańsku. To jedyna przeszkoda, o której para może pomyśleć w związku z leczeniem w Hiszpanii.
Musimy pamiętać, że leczenie nie odbywało się w normalnych okolicznościach – była pandemia, blokady, odwołane loty… stres dla zwykłych ludzi.
Powrót do Wielkiej Brytanii
O procedurach NHS mówiliśmy może w niezbyt dobrym świetle, więc bądźmy uczciwi i dodajmy coś czysto pozytywnego. Po potwierdzeniu ciąży wyznaczono osobę, która miała ją monitorować, ponieważ ciąże powstałe w wyniku zapłodnienia in vitro są uważane za „podwyższone ryzyko”, przeprowadza się więcej badań (w 12., 16., 24., 32. tygodniu) i wezwań do monitorowania stanu zdrowia.
Nasze plany
W Quiron Salud pozostało 5 zarodków i Stacey jest pewna, że Luna będzie miała rodzeństwo :)))